Mistrz kadru

Włodzimierz Puchalski 

Włodzimierz Puchalski był człowiekiem, przed którym knieje nie miały tajemnic. Bogatym dorobkiem fotograficznym udowodnił, że nikt nie potrafi przypatrywać się zwierzynie tak jak myśliwy.

Mijają lata, w fotografii dokonała się niejedna rewolucja, a mimo to stare czarno białe zdjęcia Włodzimierza Puchalskiego (1909 – 1979) nieodparcie urzekają. To zapewne dlatego, że robił je człowiek obdarzony autentyczną pasją. W końcu – jak sam powiedział – „to, co oglądałem, na co patrzyłem z paru kroków, warte jest pół życia”. Nie było w tych słowach przesady. W podróż na położoną blisko Antarktydy Wyspę Króla Jerzego wyruszył wiedząc, że słabe serce może nie wytrzymać. Już stamtąd nie powrócił.

 

Kim był Puchalski? Wojciech Plewiński – jego asystent i „aktor” – uważa, że trudno taką indywidualność skwitować jednym słowem. Z pochodzenia typowy, niemal klasyczny przedstawiciel środowiska inteligencko-ziemiańskiego. „Taki ułan, choć jako żołnierz służył w artylerii konnej w Korpusie Kadetów we Włodzimierzu Wołyńskim. Odznaczał się wyjątkową wiedzą w dziedzinie ornitologii, która była jego wielką pasją.

Pozostała wiedza przyrodnicza wynikała zasadniczo z doświadczenia. Na pewno był wybitnym fotografikiem, filmowcem, scenarzystą. Był także wspaniałym przyrodnikiem i myśliwym. Dla szerokiej rzeszy czytelników, głównie czytelniczek i nauczycieli przyrody w szkołach, Włodzimierz Puchalski był postacią kultową”.

Alana Puchalska, żona, i Wojciech Plewiński, przyjaciel i także znakomity fotograf, często służyli panu Włodzimierzowi za statystów występując w aranżowanych scenach myśliwskich
Aparat fotograficzny był dla Włodzimierza Puchalskiego niezbędnym elementem myśliwskiego ekwipunku

Gdy miał 14 lat, otrzymał od swego dziadka, Hieronima Sykory, pierwszy aparat fotograficzny (miechowy). Kto wie, czy to właśnie wtedy nie przesądził się jego los, bo choć ukończył studia na Akademii Rolniczej w Dublanach, na Wydziale Rolniczo-Leśnym, uzyskując dyplom inżyniera agronoma, przyszłość związał z fotografią. W ukierunkowaniu jego zainteresowań dużą rolę odegrali prof. Witold Romer oraz redaktor naczelny „Łowca Polskiego” Włodzimierz Garczyński, który zachęcał Puchalskiego do udziału w konkursie fotograficznym organizowanym przez naszą redakcję. Fotograf uległ namowom i… zdobył drugą nagrodę. Rok później, w 1934 roku, był już laureatem pierwszej nagrody. Natomiast w 1937 zdobył Złoty Medal na Międzynarodowej Wystawie Łowieckiej w Berlinie – wyróżniono go za zdjęcie przedstawiające odyńca przeskakującego linię myśliwych w scenerii zimowego lasu.

W tym czasie zwrócił na niego uwagę Prezydent RP Ignacy Mościcki, sam zapalony myśliwy. To właśnie na jego zlecenie w 1938 roku fotograf dokumentował polowanie dyplomatyczne w Białowieży, w którym uczestniczył ówczesny premier Prus Herman Göring. Nazwisko Puchalskiego stało się głośne.

Napływać zaczęły zamówienia na fotografię przyrodniczą od czasopism krajowych i zagranicznych, a o klasie wykonywanych zdjęć najlepiej świadczy fakt, że do wybuchu drugiej wojny światowej pan Włodzimierz aż sześciokrotnie zdobywał pierwsze miejsce w naszym redakcyjnym konkursie.

Włodzimierz Puchalski doskonale naśladował odgłosy zwierząt. Umiejętność tę wykorzystywał realizując filmy przyrodnicze i polując. Podczas rykowiska skuteczne wabił byki posługując się przy tym muszlą trytona
Puchalski dokumentował przyrodę, ludzi i zwierzynę. „Aparat był zawsze na pierwszym miejscu, strzelba zaś na drugim” – wspomina córka Hanna

Brał udział w wojnie 1939 roku, a w czasie okupacji pracował jako leśniczy w Puszczy Sandomierskiej. Po zakończeniu działań zbrojnych został zatrudniony w Katedrze Genetyki na Uniwersytecie Jagiellońskim, a następnie w Instytucie Zootechniki Uniwersytetu Jagiellońskiego, gdzie stworzył dział dokumentacji fotofilmowej zwierząt. Od 1956 pracował w Wytwórni Filmów Oświatowych w Łodzi jako operator i reżyser.

Był etycznym myśliwym. Zgodnie ze starym zwyczajem strzelonego byka ułożył na wozie w ten sposób, by zwierz mógł symbolicznie pożegnać knieję

Nie ma w kraju regionu, którego by Włodzimierz Puchalski nie spenetrował. Interesowało go wszystko co żyje w puszczach, na polach, a przede wszystkim – na rozlewiskach. To dlatego zakupił dwustuletnią chatę w Morusach nieopodal Tykocina. Tam był jego raj, gdyż każdej wiosny mógł obserwować ptactwo na rozlewiskach Narwi. Cechowała go gruntowna znajomość świata przyrody, niezwykła dociekliwość i cierpliwość, która pozwalała uchwycić to wszystko na błonie fotograficznej lub taśmie filmowej.
Nieraz całymi dniami „polował” z obiektywem lub kamerą filmową na ciekawe sceny z życia zwierząt, brodząc w szuwarach lub niekiedy po pachy w zimnej wodzie czy spędzając w lesie na obserwacji wiele bezsennych nocy.

Włodzimierz Łapiński, znakomity fotograf i uczeń Puchalskiego, zapamiętał jak wspólnie podchodzili głuszca na tokowisku, czatowali na cietrzewie i tokujące na śródleśnym jeziorku gągoły czy wreszcie najpierw fotografowali, a później strzelali słonki ciągnące na tle wieczornej zorzy… „Z wypraw tych utrwalił mi się w pamięci jeden drobny, lecz znamienny epizod – wspomina.
– Brnęliśmy w głębokim śniegu przez Bagno Sarneckie do tamy i żeremia bobrowego widocznych z daleka nad rozlaną i niezamarzniętą rzeczką. Obfita ponowa, błękit i słońce sprzyjały komponowaniu pięknych obrazów, toteż nasze aparaty nie próżnowały. W pewnej chwili uwagę moją przykuł krzew kaliny obsypany czerwonymi jagodami, przykryty czapami śniegu, co na tle głębokiego błękitu robiło fascynującą mozaikę kolorów.

Gdy przez dłuższy czas kadrowałem ten motyw, podszedł pan Włodzimierz, popatrzył obojętnie, zapytał co tu widzę i odszedł dalej, nie robiąc zdjęcia. Wtedy przypomniałem sobie, że w trakcie którejś rozmowy napomknął, że jest daltonistą, co utrudnia mu między innymi zbieranie grzybów, gdyż nie odróżnia ich kolorów. Mimo to, a może właśnie dlatego, był niezrównanym mistrzem fotografii czarno-białej. Świat widział w odcieniach szarości, a taka przecież była fotografia czarno-biała”.

A czym było dla niego łowiectwo? Córka Hanna uważa, że stanowiło ważne pole działalności fotograficznej. Jak podkreśla, na każdym polowaniu miał przy sobie aparat i dokumentował wszystko, co działo się wokół: przyrodę, ludzi i zwierzynę. „Aparat był zawsze na pierwszym miejscu, strzelba zaś na drugim – zaznacza. – Polowanie traktował także jako odpoczynek i oderwanie się od codzienności wymagającej nieraz tytanicznej i wyczerpującej pracy”.

Puchalskiego wyróżniono w Alei Gwiazd Łódzkiej Drogi Sławy przy ul Piotrkowskiej

Pozostawił po sobie ponad 100 wybitnych filmów przyrodniczo-łowieckich i sześćdziesiąt albumów. Wiele nagród zdobył w kraju i za granicą, w tym w: Fontainebleau, Edynburgu, Londynie, Berlinie i Paryżu. 25 tys. zdjęć pana Włodzimierza znajduje się w Zamku Myśliwskim Królów Polskich w Niepołomicach.

Jan Siewier