To co oglądałem warte jest pół życia
fot. Włodzimierz Puchalski
Byłem dziś w plenerze, łaziłem wzdłuż brzegu zatoki, po górach i po lodowcu, już przygotowując miejsca filmowania. To co oglądałem, na co patrzyłem z paru kroków, warte jest pół życia.
Co za bogactwo przyrody. Już jadąc do brzegu amfibią, powitały nas fontannami wydechu trzy wieloryby, potem stada pingwinów, jak pchły skaczące po wodzie wyprzedzały nasz pojazd, różne mewy, wydrzyki, kormorany eskortowały nas, a potem wzdłuż brzegu niekończące się korso pingwinów – pojedynczo, parami i grupkami spacerujące jak mały jakiś ludek – cóż za komiczne ruchy, wygibasy. Wiele gracji w tym ludzkim chodzeniu. Obok nich plażowe morskie słonie – olbrzymy, bezwładne jak gigantyczne tłuste larwy i też larwowym sposobem poruszające się. Nawet udało mi się, choć bez słońca, obfotografować piękne grupy – to prawdziwe giganty jakiejś minionej epoki. Na platformach i wszędzie tam, gdzie spojrzeć czarno-białe plamy trzech gatunków pingwinów ludzików, które można podejść tak blisko, jak się chce – na odległość wyciągniętej ręki, którą biją i dziobią. Wokoło cuchnie jak w dużym chlewie PGR – to mniej romantyczne, ale niech sobie cuchnie, gdy człowiek stoi w środku pingwiniej kolonii, liczącej 50 tysięcy sztuk – wprost nie do wiary co za zagęszczenie. Właśnie adelki siedzą na jajach albo już mają przekomiczne puchate maluchy. (…) – Włodzimierz Puchalski – „Dziennik”, 5 XII 1978 roku.
Będąc w polskiej bazie na wyspie King Georg, największej z wysp archipelagu Szetlandów Południowych, kilka godzin przed śmiercią Włodzimierz Puchalski zanotował: Mamy już skręconych 7000 metrów szerokiej i 1000 metrów wąskiej taśmy. Jeszcze pozostało 1000 m szerokiej i je zachowamy na jakieś extra… Udał się razem ze swoim asystentem Andrzejem Wyżykowskim na bliski lodowiec, by zrobić uzupełniające zdjęcie kolonii pingwinów. Gdy ustawił statyw aparatu filmowego, osunął się na ziemię i stracił przytomność. Wezwany z bazy lekarz stwierdził śmiertelny zawał serca.
W ten sposób zakończył ofiarne i pracowite życie największy polski, a zapewne także i europejski twórca filmów i fotografii przyrodniczo-łowieckich. Do końca był wierny swej twórczości. Pochowany został na miejscu, w wiecznej zmarzlinie, 17 tysięcy kilometrów od kraju.
Arkady Brzezicki