Wspomnienie o Ojcu
fot. Włodzimierz Puchalski
Wspomnienia o własnym Ojcu zawsze należą do momentów trudnych i wywołujących wzruszenie. Odkąd pamiętam, mój Ojciec większość swojego życia spędzał wśród przyrody, pracując nad filmami, fotografując, a także polując.
To właśnie przyroda była jego największą życiową pasją. Potrafił przez wiele dni, a nawet tygodni przesiadywać w jednym miejscu, czekając, aby uchwycić kamerą moment wyklucia się piskląt. To było wielkie wyrzeczenie i poświęcenie. Podziwiałam Go nie tylko za umiejętności fotograficzne, ale właśnie przede wszystkim za Jego stosunek do przyrody, ogromną wiedzę przyrodniczą oraz prawdziwą miłość do natury. Obok codzienności i różnych wydarzeń rodzinnych zawsze w naszym życiu obecne było łowiectwo.
W Krakowie mieszkaliśmy u podnóża Lasku Wolskiego, w domu z ogrodem przy ulicy Sarnie Uroczysko. Doprawdy było to uroczysko, lecz nie tylko sarnie. Zawsze żyło tam z nami wiele zwierząt, które Ojciec w różnych okolicznościach ratował od śmierci. Oprócz kotów mieszkały tam z nami psy myśliwskie: wyżły i dwa posokowce hanowerskie, cocker spaniel, a także przemiły zając Lopek, lis Miki, sześć tchórzy stepowych, wiewiórki, sowa, żmije, żbik, rogacz, odyniec, a nawet na krótko mały lew przyniesiony do wykarmienia z pobliskiego ogrodu zoologicznego.
Łowiectwo dla Ojca było ważnym polem działalności fotograficznej. Na każdym polowaniu miał przy sobie aparat i dokumentował wszystko, co działo się wokół – przyrodę, ludzi i zwierzynę.

Szczególnie Lopek był dla mnie przemiłym kompanem. Spał ze mną, oglądał telewizję i towarzyszył mi na każdym kroku. Moje koleżanki uwielbiały przychodzić do mnie, a zwierzęta mieszkające u nas były dla nich wyjątkową osobliwością. Ojciec poświęcał wiele czasu moim rówieśnikom. Przychodził także do mojej szkoły i wygłaszał prelekcje na temat przyrody.
Moje zainteresowanie łowiectwem już we wczesnym dzieciństwie wzięło się stąd, że widziałam Ojca wracającego z polowań w stroju myśliwskim, niosącego bażanty i zające. Zwierzyna, broń i psy myśliwskie – to wszystko mimo woli robiło wrażenie na małym dziecku i wzbudzało ciekawość. Bardzo wcześnie Ojciec uczył mnie strzelać z wiatrówki, dzięki czemu w szkole nigdy nie miałam problemów z przysposobieniem obronnym.
Mamie i mnie ciągle brakowało Ojca w domu. A kiedy już przyjeżdżał do domu na kilka dni, niemal w każdą sobotę lub niedzielę wybierał się na polowanie. Przyszedł taki moment, gdy wziął mnie ze sobą na łowy. Miałam wtedy niespełna 9 lat. Chciał mnie mieć trochę więcej przy sobie, a ja pragnęłam być dłużej z Ojcem. Jedno z najwcześniejszych moich wspomnień łowieckich to polowanie wigilijne, gdy w zimowej scenerii lasu stałam na stanowisku z moim Tatą. Wówczas nieoczekiwanie z kniei wprost na nas wyskoczył ogromny odyniec, upolowany po chwili celnym strzałem przez Ojca. Pamiętam piękną scenerię tego polowania, zapach leżącego odyńca, wrażenie nadchodzącej naganki – to wszystko staje żywe przed oczyma – jakby wspomnienie z dawnego i nierealnego już świata. Ojciec był bardzo dumny z tego odyńca, który posiadał wspaniały oręż. Po polowaniu niemal tuż przed wigilią zjechaliśmy do domu, a odyniec majestatycznie został wniesiony na kuchenny stół, na którym pozostawał głównym atrybutem niczym świąteczny prezent.
Do najpiękniejszych łowieckich wspomnień córki pana Włodzimierza należy wspaniałe rykowisko w Bieszczadach. Jak twierdzi, żadna z koleżanek nie miała w tym wieku możliwości przebywania tak blisko przyrody i doznawania przeżyć łowieckich niemal na równi z myśliwymi
Potem wielokrotnie towarzyszyłam Ojcu w polowaniach. Brałam udział w polowaniach nad Narwią i nad Biebrzą na dzikie kaczki i bataliony. Jeździłam na podkrakowskie bażanty i zające. Wielokrotnie zabierał mnie na ambonę, gdzie wypatrywaliśmy rogaczy i jeleni. Do najpiękniejszych moich łowieckich wspomnień należy wspaniałe rykowisko w Bieszczadach. Za Jego zgodą na polowaniu pod Poznaniem upolowałam jedyną w życiu dziką kaczkę, z czego był bardzo dumny. Przebywanie z Ojcem na łowach było dla mnie zawsze dużym przeżyciem, choć nigdy nie odczułam od Niego żadnej presji w kierunku mojego myślistwa. To były wyjątkowe chwile w moim życiu, obcowania z przyrodą i poznawania jej piękna. Ojciec na polowaniach zawsze dbał o mnie w sposób wyjątkowy, ochraniał od wiatru, pilnował, abym się nie przeziębiła, otulał kocem na ambonie, rozgrzewał herbatą, a jednocześnie pozwalał chłonąć i odczuwać radość z obserwowania zwierzyny i obcowania z przyrodą. Nigdy też nie gniewał się, gdy zdarzyło mi się zakaszleć, a nawet spłoszyć zwierza, który właśnie wychodził na polanę. Pozwalał mi na wiele – byłam Jego „oczkiem w głowie”.
Łowiectwo od dzieciństwa kojarzyło mi się także z dziczyzną, która zawsze obecna była w naszym domu. Ojciec nie tylko polował, ale razem z przyjaciółmi uczestniczył w przygotowaniu wyrobów. Do dziś pamiętam zapach i smak dziczyzny, zwłaszcza wyrobów z dzika. Mało kto chce wiedzieć, jak trudne wtedy były czasy pod względem aprowizacyjnym, polowania zaś jak przed wiekami dostarczały pożywienie dla rodziny. Ojciec dbał, aby w domu były zapasy dziczyzny, którą bardzo cenił, jako wartościową i zdrową żywność.
Łowiectwo dla Ojca było ważnym polem działalności fotograficznej. Na każdym polowaniu miał przy sobie aparat i dokumentował wszystko, co działo się wokół – przyrodę, ludzi i zwierzynę. Aparat był zawsze na pierwszym miejscu, strzelba zaś na drugim. Polowanie traktował także jako odpoczynek i oderwanie się od codzienności wymagającej nieraz tytanicznej i wyczerpującej pracy. Całą rodzinę nie tylko zaraził miłością do przyrody, ale także nauczył korzystania z kontaktu z naturą i odpoczynku poza miastem. Łowiectwo przy tym było wspaniałą formą rekreacji, zdobywania doświadczeń i poznawania życia.

Ojciec zdawał sobie także sprawę, że łowiectwo przy Jego pasji fotograficznej i ukształtowanym wizerunku orędownika ochrony przyrody i piewcy bezkrwawych łowów rzucało cień na Jego osobę w niektórych kręgach. Dlatego też niejako zmuszony był do ukrywania swojej pasji łowieckiej. Wynikało to stąd, że już wówczas nie zawsze rozumiano, że ochrona przyrody i łowiectwo zasadniczo służą jednemu celowi – zachowaniu przyrody dla kolejnych pokoleń. Uważał, że łowiectwo było wpisane w obszar działań na rzecz ochrony przyrody. To nie było polowanie dla samego polowania i strzelania do zwierzyny. Ojciec był bardzo wymagający pod względem zachowania na polowaniu i etyki. Był zdecydowanym przeciwnikiem nadmiernego strzelania i kłusownictwa.
Każdy jego strzał był umotywowany, sensowny, oddawany zwykle w sytuacjach pewnych pod względem bezpieczeństwa i zasad skuteczności. Zwierzyna, którą upolował, była spożytkowana zawsze we właściwy sposób. Wspaniale przyrządzana dziczyzna cieszyła rodzinę, a często też była rozdawana znajomym w prezencie. Trofea odpowiednio spreparowane i zadbane wisiały niemal w każdym zakątku domu. We wspomnieniach Ojca największą łowiecką satysfakcję przyniosły mu upolowane w dublecie rysie, których piękne skóry wisiały w domu na honorowym miejscu.
W przekonaniu Ojca łowiectwo, etyczne i pozbawione kłusownictwa, było elementem ochrony przyrody, służyło zachowaniu zwierzyny i ochronie jej siedlisk, a gospodarka łowiecka prowadzona w sposób racjonalny przez myśliwych była koniecznością, wynikającą z naruszenia przez człowieka odwiecznych praw przyrody. Ojciec zawsze fascynująco opowiadał o zwierzętach i ich zwyczajach – był przecież wspaniałym gawędziarzem. W kołach łowieckich spotykałam ciekawych i życzliwych ludzi, a Ojciec był bardzo lubiany i poważany. Wszystko to tworzyło wyjątkową atmosferę, potęgującą przeżycia i doznania u młodej dziewczyny.
W przekonaniu Puchalskiego etyczne łowiectwo było elementem ochrony przyrody, służyło zachowaniu zwierzyny i ochronie jej siedlisk
Pomimo mojego ówczesnego wieku, w którym dziewczynki na ogół bawią się jeszcze lalkami, przyjaźnią z koleżankami, chodzą na lody i do kina, dla mnie, obok tego wszystkiego, istniał ten inny świat. Świat Ojca – obecny poprzez Jego wielką miłość do przyrody. W pewnym momencie uświadomiłam sobie wyjątkowość mojej sytuacji i moich przeżyć, które Mu zawdzięczałam. Żadna z moich koleżanek nie miała w tym wieku możliwości przebywania tak blisko z przyrodą i doznawania przeżyć łowieckich niemal na równi z myśliwymi.
Anna Puchalska
źródło: „Krainy łowieckie Włodzimierza Puchalskiego”