Fotografja łowiecka - Konkurs 1935
Termin nadsyłania zdjęć fotograficznych na konkurs z tej dziedziny, od szeregu już lat ogłaszany przez redakcję Łowca Polskiego”, upływa z dniem 31 października b. r.
Pozostaje więc jeszcze cały miesiąc czasu, w ciągu którego niewątpliwie, jak corocznie, napłynie lwia część prac, ubiegających się o nagrody czy wyróżnienia. W związku z tem jeszcze czas przypomnieć wszystkim, jaki jest cel konkursów tego rodzaju i jaki materjał do konkurencji się nadaje.
Jakkolwiek zainteresowanie fotografia amatorską bezwarunkowo jest już w dzisiejszych czasach w kraju naszym bardzo znaczne i jakkolwiek należy z całą bezstronnością przyznać, że i w dziale łowieckim uczyniliśmy bardzo znaczne postępy pod względem ilościowego, lecz bardziej jeszcze jakościowego produkowania obrazów, będących pamiątkową ilustracją naszych przeżyć i wzruszeń, osiągniętych w obcowaniu z przyrodą podczas licznych wycieczek myśliwskich — to jednak przeciętny poziom polskich zdjęć łowieckich dalekim jest jeszcze od ideału, a chociażby od poprawnego traktowania fotografji pod kątem artystycznym, a często nawet… estetycznym.
Redakcja ,.Łowca Polskiego”, jako czasopisma ilustrowanego, dokłada wszelkich wysiłków, żeby jego szata zewnętrzna stała na możliwie najwyższym poziomie, żeby technika z tern związana szła w parze z powagą i wartością treści.
Niestety, nie zawsze daje się to w całej pełni osiągnąć. Nie dlatego jednak, ażeby niepodobna było zwalczyć jakichś usterek technicznego wykonania reprodukcyj, lecz po prostu z tego powodu, że nadsyłany przez myśliwych, fotografòw-amatorów materjał na ogół cechuje pod różnemi względami bardzo wiele błędów i niedociągnięć.
Dominuje wśród tych wad niewłaściwy dobór tematów, wskazujący przedewszystkiem na niewyrobienie oka i smaku z punktu widzenia artystycznego kwalifikowania obrazów.
To wszelako jest najtrudniejszem do osiągnięcia wymaga niewątpliwie długich lat doświadczenia i wprawy, orjentowania się z góry, jak obrany motyw może wyjść na kliszy, a także w jakich warunkach w odniesieniu do światła, perspektywy i wreszcie sharmonizowania układu tre-ści może wyjść najlepiej.
Jest rzeczą zrozumiałą, że nie każdy z amatorów, posiadających aparaty i pragnących kolekcjonować zdobywane od czasu do czasu pamiątki myśliwskich wspomnień, poświęcać może fotografji tyle czasu i okazyj, jak to czynią jego koledzy, wybitnie zamiłowani do piękna obrazów fotograficznych, którzy setki klisz zepsuli, a tysiące przerobili, ażeby dojść do perfekcji ujmowania tematu we właściwym punkcie i we właściwej formie.
Jest także rzeczą pewną, że nawet wśród takich, lecz nieobdarzonych wybitnym smakiem artystycznym (malarskim), niewielu znajdzie się Korsaków, Puchalskich i i. p.
Wszelako jest również rzeczą nieulegającą żadnej wątpliwości, że, niezależnie od zdobycia dobrej techniki fotografowania, każdy z amatorów dawać może piękne, zajmujące i estetyczne obrazy łowieckie, jeśli wyborowi tematu poświęci trochę więcej myśli krytycznej i wyeliminuje z fotografji łowieckiej egoistyczne pobudki popisania się przed innymi jedynie obfitością swej zdobyczy, bądź czemś wogóle takiem, co fotografuje z pobudek choćby drobnej tylko szczypty niestłumionego w danej chwili snobizmu.
Ale od ogólników przejdźmy do konkretnych i zasadniczych wskazówek.
Zdawałoby się, że nikogo z myśliwych nie trzeba przekonywać o tem, iż wszelka zwierzyna, żywa czy martwa najlepiej wygląda na właściwem dla niej tle — na tle przyrody, której część stanowi.
Łoś, wilk, czy głuszec doskonale będą się prezentować — nawet zabite — na tle rodzimej kniei, nie-pozowane wcale. Gorzej jest, gdy je ruszymy z miejsca, gdzie padły w ogniu i zawiesimy na drzewie, czy położymy na wozie (już lepiej w otoczeniu chwilowego obozowiska), a fatalnie wprost z punktu widzenia, że się tak wyrażę, godności samego zwierza, samego trofeum, gdy go ułożymy na ganku choćby najwspanialszego pałacu, lub we wspaniałym parku ,,upozujemy” do fotografji, nie daj Boże jeszcze podpierając kołkiem.
Najpiękniejsze trofeum wówczas przestaje być pięknym tematem łowieckim, a staje się nieuchronnie rzekomą a jednocześnie bardzo poziomą ilustracją momentów łowieckich, które myśliwy przeżył, znajdując w nich przecież wiele subtelnych wrażeń i emocjonujących wzruszeń.
Nagromadzenie ubitej zwierzyny, zwłaszcza szlachetnej, na jedem miejscu — o ile obraz nie nosi charakteru kronikarskiego, jak wszystkie pokoty z gremjalnych polowań (najczęściej estetycznie w odpowiedni sposób zgrupowane, posegregowane i t. d., niekiedy wraz z uczestnikami polowania), budzić musi wrażenie niesmaku i przypominać zwykłe jatki targowe, przeniesione ni stąd ni zowąd do niewłaściwego otoczenia (ściana domu, ganek, ogród i t. p.).
Pek kuropatw, kaczek lub innego ptactwa nie będzie raził przy boku myśliwego, gdy zdjęcie przedstawia pole, błota, czy las, gdzie na daną zwierzynę właśnie polowano — upozowany z wiernym pieskiem ’ strzelbą, lub zawieszony na ścianie domostwa nip przedstawia bynajmniej ciekawego widoku, ani nie czyni zbyt estetycznego wrażenia.
Przykładów można mnożyć bardzo dużo.
Ponieważ chodzi jednak przede wszystkiem o to, aby myśliwi-fotografowie zrozumieli właściwą myśl niniejszych uwag, powyższych przykładów i wyjaśnień wystarczy. Należy nadto jeszcze przypomnieć, że ,,krajobraz łowiecki” jest tak charakterystyczny i tak wiele posiada ciekawych motywów, że w tym dziale jest również bardzo wiele do zrobienia. Wreszcie na tle tego krajobrazu doskonale prezentować się mogą zawsze wszelkie sceny myśliwskie, z warunkiem niepozowania ich, lecz oddawania w for mach najbardziej naturalnych. Na zakończenie jeszcze jedna uwaga, dotycząca technicznej wartości nadsyłanych do reprodukcji w ,.Łowcu Polskim” (a nawet na konkurs) odbitek zdjęć fotograficznych.
Śmiało można powiedzieć, że 50% tych odbitek pochodzi ze zdjęć prześwietlonych, lub niedoświetlonych, nieraz również zamazanych (ruszonych), lub o krzywym obrazie w stosunku do podstawy. Tego rodzaju materjał do reprodukcji nie nadaje się w żadnym razie, jeśli zaś czasem treść obrazu jest o tyle interesująca, że wskazanem jest ryzykować z takiego zdjęcia kliszę drukarską, oczywiście ilustracja, reprodukowana w czasopiśmie, znacznie odbiega od pożądanego poziomu i psuje estetykę szaty zewnętrznej danego numeru.
To wszystko, co poruszyłem, dla miłośników fotografii łowieckiej, powinno stać się przez chwilę tematem szczegółowego rozważenia, niewątpliwie bowiem zależy im wszystkim na tem, aby ich zdjęcia łowieckie celowały zarówno pod względem formy, jak i treści przedstawianych obrazów, mających w dalszej przyszłości stać się w zbiorach własnych, jak również wśród reprodukcyj ilustrowanych czasopism, złocącemi się w słońcu wspomnień najpiękniejszemi nićmi „babiego lata” całej przeszłości myśliwskiej.
Władysław Zabiełło.
Łowiec Polski 10-1935.